Es beginnt in Breslau

> Dorota Monkiewicz

 

W ubiegłym roku kolekcja Dolnośląskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych wzbogaciła się o pracę Rafała Jakubowicza „Es beginnt in Breslau” (2008). Jest to świecący białym światłem neon uformowany w kształcie odręcznego napisu, przedstawiającego zdanie zawarte w tytule. Koncept tego dzieła opiera się na posłużeniu się niemieckojęzyczną wersją polskiego tekstu „Zaczyna się we Wrocławiu”, zawartego w projekcie Zbigniewa Gostomskiego, przygotowanym na konceptualne Sympozjum Wrocław ’70 (fragment tej pracy znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu). Idea Gostomskiego polegała na tym, aby ustanowić wyobrażoną przestrzeń globu ziemskiego w oparciu o system modułowych odcinków, których odmierzanie zaczęłoby się we Wrocławiu i stąd rozprzestrzeniło się na cały świat.

Hasło „Zaczyna się we Wrocławiu” brzmi jak odtrąbienie początku nowej ery – odwraca się od przeszłości na rzecz tego, co nadchodzi. Owo „coś” w utopijnej przestrzeni pracy Gostomskiego nie zostaje zdefiniowane – czy chodzi o nowy podział świata, nowego człowieka, nowy sposób myślenia, nową sztukę? Istotny w gruncie rzeczy jest ten modernizacyjny apel, wychylenie ku przyszłości, które zawiera się w zdaniu „zaczyna się we Wrocławiu”. I dziś także to optymistyczne hasło brzmi niesłychanie aktualnie w mieście, gdzie buduje się nowy stadion, nową salę koncertową, gdzie projektuje się nowe muzeum współczesnej sztuki. Wszystkie te inwestycje aspirują do osiągnięcia najwyższego światowego poziomu w zakresie nowoczesnych technologii, co nie dziwi w mieście, którego uczelnie znane są z rozwijania różnorodnych specjalizacji informatycznych. Kiedy już wreszcie zbudujemy Muzeum Współczesne we Wrocławiu, ja także chciałabym, żeby nad jego wejściem pojawiło się dumne zdanie „Zaczyna się we Wrocławiu”. Ale czy „Es beginnt in Breslau” także?

Kamieniami milowymi w rozwoju polskiej sztuki awangardowej okresu PRL-u były rozmaite sympozja i plenery: koszalińskie, elbląskie, zielonogórskie i wreszcie jednorazowa edycja wrocławska. Z wyjątkiem jednego sympozjum w puławskich zakładach azotowych, będących dumnym symbolem industrializacji PRL-u (1966), wszystkie te imprezy odbywały się na tzw. Ziemiach Odzyskanych, czyli przejętych po Rzeszy Niemieckiej. Komunistyczne Państwo zgadzało się tutaj inwestować środki w nowoczesną, awangardową i niespecjalnie akceptowaną przy innych okazjach sztukę, bo tak tworzyła się nowa polska historia tych ziem bez historii (skoro niemiecka przeszłość miała zostać na zawsze zatarta). Dekady temu, wraz z krytyką modernistycznego projektu, przekonaliśmy się już jednak, że sztuka nigdy nie jest politycznie neutralna, nawet wtedy, gdy stawia przed sobą autoteliczne, czy abstrakcyjne cele. „Es beginnt in Breslau” Jakubowicza komentuje tę sytuację. Nie wszędzie wszystko znaczy to samo. Podobny do Jakubowicza niepokój miałam przenosząc wystawę monograficzną Zbigniewa Libery z warszawskiej Zachęty do galerii BWA we Wrocławiu. Zastanawiałam się, czy praca tego artysty „Lego. Obóz koncentracyjny” nie wykazuje jakiegoś istotnego braku w mieście, którego elity przybyły ze Lwowa z własną historią wojennej eksterminacji, o odmiennej proweniencji, a polska sztuka współczesna w ogóle nie znalazła dla niej równie intelektualnie nośnego obrazu.

Paradoksalnie więc, pytanie «„kiedy” zaczyna się we Wrocławiu?» należy do kwestii fundamentalnych także dla muzeum sztuki współczesnej, chociaż jest ono z samej swej istoty instytucją wychyloną w przyszłość. Pytanie tym bardziej istotne, że pierwszą, tymczasową siedzibą tej instytucji ma być poniemiecki schron na pl. Strzegomskim, użytkowany przez szpital polowy w czasie obrony Festung Breslau. Koncepcja programowa przyjęta dla muzeum wrocławskiego zasadza się na napięciu pomiędzy prezentacją własnej, lokalnej tradycji artystycznej a globalną sceną sztuki. Kluczowa jest zatem kwestia samoidentyfikacji Wrocławian i ich sposobu odczytywania semiotyki własnego miasta. I w tej kwestii nie ma jasności. Z ankiet przeprowadzonych ostatnio wśród zwykłych mieszkańców Wrocławia przez Pawła Kubickego, socjologa miasta z Instytutu Europeistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego wynika, że na pierwszym miejscu jako źródło wrocławskiej samoidentyfikacji wymieniane było doświadczenie wspólnoty podczas powodzi 1997 roku. Intelektualiści podczas inspirowanej przez projekt Muzeum debaty „Habeas Lounge” wskazywali na wiele innych źródeł: m.in. doświadczenie „Solidarności” z lat 80., czy jeszcze dawniejsze wspomnienia o „lwowskich”, powojennych instytucjach Wrocławia. Sam jednak tytuł tej debaty „Czy da się wymyślić własną tradycję?”, zredagowany przez wrocławskiego dziennikarza Łukasza Medekszę, wskazywał na to, że coś, co moglibyśmy określić jako tożsamość lokalną i jej relację do polskości, niemieckości, czeskości, jest wciąż stosunkiem niepewnym, dynamicznym, w procesie kształtowania się. Kwestię tożsamości w ujęciu dynamicznym postrzegają również współcześni teoretycy kultury. Spotykamy się z określeniem tożsamości rozproszonej, czy tożsamości transakcyjnej (Irit Rogoff). Doświadczamy wielości samoidentyfikacji, jako kobiety i mężczyźni, przedstawiciele swojej grupy, czy klasy społecznej, mieszkańcy dzielnicy i miasta, obywatele kraju, członkowie wspólnoty europejskiej. Tożsamość jest przedmiotem kulturowych negocjacji, których miejscem jest m.in. przestrzeń publiczna muzeum. Możemy to zjawisko obserwować także we Wrocławiu, gdzie Muzeum Narodowe prezentuje stałą ekspozycję rzeźby śląskiej (proszę zwrócić uwagę na semantykę – nie niemieckiej, lecz śląskiej) i polskiej sztuki nowoczesnej oraz było w przeszłości m.in. inicjatorem badań nad lwowską grupą „Artes”, natomiast Muzeum Miejskie prezentuje głównie niemiecką historię Wrocławia. Podobne fascynacje w stosunku do unikalnych wrocławskich zabytków niemieckiej architektury modernistycznej przejawia Muzeum Architektury. W tym kontekście nieuniknione staje się pytanie o pozycję Muzeum Współczesnego pośród innych instytucji kulturalnych Wrocławia. Wrocław był i jest z pewnością „miastem spotkań” – nie tylko dla przybyłych tu po wojnie lwowiaków, warszawiaków czy Wielkopolan i nielicznych nie wysiedlonych Niemców, ale także dla tych, którzy skuszeni aurą miasta lub ofertami pracy pozostają w nim po studiach, lub przyjeżdżają z różnych regionów Polski i z zagranicy. W tym sensie powinien pozostać jeszcze długo młodą i dynamicznie rozwijającą się metropolią. Dla tej ruchliwej miejskiej społeczności w procesie stawania się stworzona została Koncepcja Programowa MWW, w której czytamy m.in., że „Misją Muzeum Współczesnego jest szeroko rozumiana praca nad współczesnością (…). Wiedza uzyskiwana z bezpośredniego obcowania ze sztuką, przyswajana przez praktyczne uczestnictwo oraz możliwość uzyskania tłumaczącego dzieło komentarza sprzyja samopoznaniu odbiorcy, określeniu własnej tożsamości w przestrzeni prywatnej i publicznej oraz w perspektywie czasowej” (Piotr Krajewski, Dorota Monkiewicz, Wrocław, 21 grudnia 2007, s.6). Te założenia programowe wypełni życie i sztuka i życie sztuką, ale ramy zostały stworzone.

 

Dorota Monkiewicz
Wicedyrektor Wydziału Kultury Urzędu Miejskiego we Wrocławiu ds. Muzeum Współczesnego