Miasto w stanie zapalnym? Diagnoza i środki zaradcze

> Magda Ujma

 

12. edycja Przeglądu sztuki SURVIVAL odbyła się w budynku, który wrocławski Uniwersytet Medyczny sprzedał właśnie firmie deweloperskiej. Dawny Instytut Farmacji, malowniczo położony na brzegu Odry, naprzeciwko najstarszej części miasta, Ostrowa Tumskiego, wcześniej będący siedzibą muzeum przyrodniczego i niemieckiego Instytutu Farmaceutycznego, znajduje się w zabytkowej budowli przypominającej pałac. Budynek ten, pozostając przez jakiś czas nieużytkowany, popadł w lekki stan opuszczenia, stąd monumentalny hall wejściowy i pompatyczne, neobarokowe schody, nie robią teraz przytłaczającego wrażenia. Miejsce zawiera w sobie niespodzianki: labiryntowe przejścia, boczne klatki schodowe, niewielkie pokoiki obok wielkich sal, balkony i antresole. Wszystko to jest nasycone znaczeniami, które odsyłają do przeszłości, posiada przy tym dobrze wyczuwalną aurę melancholii. Sposób pracy kuratorów SURVIVALU, Michała Bieńka i Anny Kołodziejczyk, polegał na tym, by owemu kontekstowi nie zaprzeczać, lecz uważnie wzmocnić jego znaczenia.

Na wystawie główną rolę grała architektura, ale zaraz po niej – także rośliny. Trudno się dziwić: od roślin zaczyna się historia farmacji, a do niej i całego zestawu skojarzeń przez nią wywoływanych, nawiązywał Przegląd. I choć nie jestem pewna czy myśl ta przyświecała wszystkim autorom prac z wykorzystaniem zieleni, to właśnie one: żywe, suszone i przywiędłe, w doniczkach i na kartach zielnika, całe i poszatkowane; pojawiały się przywołując rozległą tematykę. Jej zakres rozciągał się od klęsk głodu pustoszących populacje, po trucie (z odniesieniami historycznymi), lecz także i to, co najbardziej oczywiste: leczenie. Dodajmy jeszcze sztukę przyprawiania potraw i wprawiania w dobry nastrój barwą oraz aromatem. Aspekt użytkowy uzupełniano sięganiem po symboliczne znaczenie roślin. Łacińskie nazwy dodawały pospolitym chwastom tajemniczości.

Magda Franczak (Folium Stramonii) swoją instalację nabudowała na prawdziwej szafie aptecznej. W szufladach było widać resztki autentycznych składników roślinnych, zaschnięte soki i wysuszoną na wiór sieczkę. Zachowały się też wykaligrafowane na czerwono napisy. Belladonna zawiera wszak substancje silnie toksyczne, nie dało się jej opisać innym kolorem. Szafka prezentowała się jak rzeźba ze snu,

nadrealna aura otaczała realny przedmiot. Podobnie, tylko na większą skalę postąpiła Dagmara Angier-Sroka. Takie rozwiązanie narzucało się samo: ustawienie roślin w istniejącej przestrzeni, która stawała się wielkim ready-made. Pod świetlikiem w dachu, na stropie sali wykładowej, ustawiła tymianek w doniczkach. (Czy przyszli użytkownicy budynku skorzystają z podpowiedzi takiego właśnie wykorzystania tej przestrzeni, która dawniej była nieużytkiem?). Karolina Brzuzan pokazała fragmenty Głodowej książki kucharskiej. W czasie biedy ludzie sięgają po rośliny dziko rosnące. Przypomina się stare prawdy: zamiast trawy lepiej jeść rdest. Brzmi to jak hipsterska porada z kanału Kuchnia.tv, jednak zielnik Brzuzan przypomina, co wykorzystywali ludzie naprawdę cierpiący z głodu: na statkach z niewolnikami dobijającymi brzegów Ameryki, na Ukrainie podczas Wielkiego Głodu czy w Chinach podczas Rewolucji Kulturalnej. Nie były to potrawy dla wyrafinowanego podniebienia.

Pozyskiwane z roślin trucizny kierują tok skojarzeń w inną stronę. Zły stan zdrowia, śmierć i ich przyczyny: chciwość, żądza władzy, agresja i przemoc. Jeszcze niedawno odbywające się w Instytucie Farmacji zajęcia czy też prowadzone tam badania pokazywały pozytywne oblicze nauki. Dzisiaj takie myślenie jest naiwnością: każdy wie, że nauka może zmieniać się w śmiercionośne narzędzie tracąc swój etyczny wymiar. Zgadnijcie jaka będzie odpowiedź w zależności od tego, kto sponsorował badania. Zdrowa jest kawa czy herbata? Jajka kurze czy mleko krowie? Tomek Bajer w instalacji Toxicity wielką salę laboratoryjną usiał nazwami substancji chemicznych. Staroświeckie zlewy, blaty pokryte płytkami, zaśniedziałe instalacje kanalizacyjne i białe, wielką czcionką pisane słowa. To jest „chemia”, czyli składniki, które dodawane są powszechnie do żywności i kosmetyków pod kryptonimami typu „E” plus liczba. Wchłaniamy je codziennie w ilościach, o których nie mamy pojęcia. Jesteśmy królikami doświadczalnymi koncernów farmaceutycznych, spożywczych i kosmetycznych.

Jeśli mowa o destrukcji i przemocy, to w filmie Church Demolition Piotr Blajerski pokazał zdjęcia z burzenia kościołów. Pozostawił je bez komentarza, nie wyjaśnił przyczyn takiego działania. Mamy oglądać sam proces, kontemplować walory estetyczne zniszczenia. Obok fascynacji demolowaniem, co ma też wyraźne odniesienie do współczesnej ikonosfery, tabloidyzacji i infantylizacji mediów, wywołał, trochę jakby mimochodem, temat polityki miejskiej, kwestii własności, polityki kształtowania nowych przestrzeni urbanistycznych. Kasia Kmita w EURO 2014 pokazała rosyjskich turystów we Wrocławiu, który przed Euro 2012 zagrzewali do boju swoją drużynę. Dwa lata później i w zmienionym kontekście politycznym, w obliczu konfliktu ukraińskiego – i w tle walki Rosji o swą pozycję wobec Europy – słowa „przyjechaliśmy, żeby zwyciężyć” tracą swą niewinność i brzmią groźnie. Aleka Polis, kompletnie już odchodząc od kwestii miejskiej polityki Wrocławia i innych miast polskich, pokazała filmy nakręcone na kijowskim Majdanie w lutym 2014 (NEVSEREMOS): dzień powszedni protestujących na wielkim koczowisku, ikonografię protestu. Jak to przekładać na wrocławski SURVIVAL? Mobilizacja polityczna obywateli w interesie ogółu. Samoorganizacja, społeczne działanie, grupa zamiast neoliberalnej, nastawionej na pielęgnację indywidualizmu polityki kończącej się podążaniem na terapię i zażywaniem antydepresantów. Wspólnota zamiast poczucia odpowiedzialności tylko za siebie. W Polsce zapomnieliśmy o tych wartościach w pośpiechu błyskawicznego przyjmowania reguł rynkowych i kapitalizmu z całą jego brzydotą. Karolina Brzuzan zmierzyła się z poczuciem nieprzystawalności sztuki do życia (Pondus). Była siedziba Instytutu Farmacji znajduje się pomiędzy Uniwersytetem a Ossolineum. Znakomita lokalizacja, za chwilę stanie się luksusowym biurowcem, symbolem bogactwa i władzy. W czasie, gdy budynek czeka na przebudowę, pod jego ścianami zamieszkali bezdomni. Pondus to abstrakcyjna rzeźba: trzy metalowe pręty, aluminiowy, miedziany i stalowy, zatknięte na podwórku, tuż obok ich koczowiska. Pracą tą artystka dała szansę i wyzwanie dla wykluczonych: czy ośmielą się ukraść pręty i oddać je na złom, zarabiając w ten sposób niezłe pieniądze, czy ośmielą się przezwyciężyć strach przed domniemanymi konsekwencjami? Istotne znaczenie posiada tutaj także bariera społeczna, klasowa. Bezdomni być może nie poważą się na ten gest, bo wyczuwają, że pogwałcenie „wyższej” kultury, imprezy sponsorowanej przez miasto, może poskutkować czymś poważniejszym niż chwilowy zarobek – utratą atrakcyjnego lokum.

Projekty dźwiękowe oddziaływały bardziej „podprogowo” niż poprzednio omówione. Jakby odnosząc się do zasad kulturalnego zwiedzania wystawy, zakłócając spokojną, wyrafinowaną percepcję, RSS BOYS w S000ND WYTH W000ND spróbowali odtworzyć atmosferę burzy piaskowej. Pomieszczenie wypełnione powolnymi bitami i gęstym, kolorowym

dymem, miało za cel ogłuszenie i oślepienie widza, spowodowanie jego dezorientacji. Jeśli cierpisz na klaustrofobię, natychmiast uciekasz, jeśli nie, i tak gubisz się w tym zadymionym wnętrzu bez zarysów ścian i możliwości uchwycenia planu pomieszczenia. Wzrok niewiele pomaga, trzeba zdać się na czucie i słuch przy nieznośnym zapachu dymu i głośnych dźwiękach. Miguel A. Garcia i Gerard Lebik zastosowali basy, które rozsadzały wąskie korytarzyki w sali kiedyś poświęconej aseptyce (Aseptic Sinus Infection). Basowe, niskie dźwięki dochodziły do granic słyszalności, wprawiając ciała i ściany w wibracje. Było pusto, ale chciało się natychmiast stamtąd wyjść.

Tematy takie jak choroba i antidotum, a także kuracja znalazły swój wyraz w całej serii prac. I tak Katarina Poliačikova zabarwiła szybki w oknach klatki schodowej na radosne, pastelowe kolory tabletek. Dzisiaj leki (a przynajmniej środki nazywane lekami w reklamach) dostępne są w każdym sklepie. Aga Piotrowska zgromadziła ogromną stertę pustych opakowań po tabletkach; opakowań, które powszechnie nazywa się listkami (Suche liście). Osobiście wolałabym tę pracę bez neonu I DON’T KNOW. Za dużo lub za mało, nadaktywność lub powstrzymanie się od działania są zresztą oznakami melancholii i choroby afektywnej dwubiegunowej. Znak naszych czasów. Za znak dzisiejszego działania rynku, absurdalnej nadprodukcji leków do wynajdywanych na siłę dolegliwości, można uznać Pośpiech Dominiki Uczkiewicz, zrozumiały dla każdego, kto zaznał stresów współczesnego życia. Górę usypanych tabletek można było znaleźć na półeczce w toalecie, obok damskiej torebki. Obłęd Marcina Łuczkowskiego to pokoik od góry do dołu wypełniony rysunkami i receptami. W środku rzeźba z wytrzeszczonym okiem, wymięte rysunki wyzierały zewsząd i krzyczały widokami nagości, brzydoty ciał, głów, ust, wagin i penisów. Obsesje niczym ze średniowiecznych psychomachii. Kuratorski projekt Magdy Popławskiej „Widzę wszystko” dotykał z kolei kwestii tworzenia takiej przestrzeni i takich warunków, by każdy mógł się poczuć dobrze, zrelaksować, stąd wzięły się ażurowe klosze z żywymi roślinami Agnieszki Bar oraz symbolicznie przywołany „gabinet” wiejskiej znachorki-szeptuchy (Kosmos Project – Ewa Bochen, Maciej Jelski).

Nowe wątki można wynajdować jeszcze długo: szpitale, miejsca odosobnienia, życie w dużym mieście, aktywizm miejski, zdrowe-niezdrowe, normatywne-nienormatywne… Jak wspominałam, dzieła wykorzystywały charakter miejsca, historię budynku i jego przeznaczenie. Na tym polega specyfika SURVIVALU. Po 12 latach jego istnienia widać wyraźnie, że po pierwsze daje on świeże spojrzenie na miasto, zwraca uwagę na jego zaniedbane części, pozwala też spojrzeć nowym okiem na miejsca znane, po drugie – zachęca do wędrówek po Wrocławiu i poznawania go od strony rozmaitych zakamarków, podwórek, bram, trawników czy chodników. Przypomnę, że organizowany co roku w innej lokalizacji SURVIVAL odbywał się na ulicach i we wnętrzach budynków (prywatnych i publicznych), na dworcu, boisku, targowisku, na rzece i w parku. Formuła otwartego konkursu na prace powoduje, że festiwal staje się poligonem dla młodych lub mniej znanych artystów (dbając zarazem, by nie zyskać etykietki imprezy wyłącznie lokalnej). Ciekawie by było potraktować staranne i co roku wydawane katalogi Przeglądu jako rodzaj przewodnika po mieście.

Z drugiej strony, SURVIVAL unika tak częstego w świecie sztuki rozdwojenia: deklarowanego zainteresowania jak najbardziej szerokim odbiorem, a w rzeczywistości ograniczaniem się do własnego środowiska. SURVIVAL znalazł sobie miejsce w pół drogi pomiędzy wyrafinowanym konceptem kuratorskim a spontaniczną imprezą artystyczną. Z tego wynikają zresztą także i słabości. Praca Błąd w sztuce Łukasza Palucha, zaprezentowana w Instytucie Farmacji, staje się w tym kontekście wyznaniem, które można odnieść do całej Survivalowej strategii. Kuratorzy nie boją się bowiem testować różnych podejść artystycznych, w tym także ujmujących temat wiodący dość naiwnie i bezpośrednio. Słabością może być także pewna apolityczność, powstrzymywanie się od wyrażania własnej opinii na temat polityki miejskiej Wrocławia. Lecz to akurat nie dziwi, otwarta krytyka byłaby dla organizatorów aktem samobójczym. Polityczność i zaangażowanie w problematykę lokalną pojawia się za to w debatach. SURVIVAL jest nie tylko wystawą, integralnymi jego częściami są liczne performensy, oprowadzania kuratorskie, program muzyczny, dyskusje i klub festiwalowy. I te wydarzenia dają możliwość bezpośredniego reagowania na bieżące wydarzenia.

SURVIVAL, co warte podkreślenia, jedna z pierwszych imprez w potransformacyjnej Polsce odbywających się w przestrzeni otwartej, publicznej, od początku stawia pytanie, które streściło się w jego nazwie: „jak przetrwać w mieście?”. Lokując się często w miejscach znajdujących się w przededniu zmian, rozbudowy, odnowy, jest od 12 lat świadkiem transformacji Wrocławia, dokonywanej – jak wszędzie w Polsce – w duchu wolnorynkowym i neoliberalnym. W tym roku hasłami przewodnimi było miasto w stanie zapalnym i gorączka miejska. Już w tych hasłach zawiera się diagnoza stanu polskich miast (nie tylko przecież Wrocławia). I takie tematy poruszano w trakcie debat: nowe ruchy miejskie, sposoby działania, ich skuteczność. Zagadnienia te zyskują na aktualności również ze względu na lokalizację wydarzenia w wystawnym pałacu, będącym własnością Uniwersytetu Medycznego, czyli dawnej służącego dobru wspólnemu. Dzisiaj miejsce przeszło w ręce prywatne, zainteresowali się nim artyści (i bezdomni – sic!), ale to typowy proces, wielkie pieniądze i biznes przejmą atrakcyjną nieruchomość w atrakcyjnej lokalizacji.

Czy tak zawsze musi się dziać? SURVIVAL raczej pokazuje pewne procesy niż metody rozwiązywania problemów, chociaż i te punktuje, zwłaszcza w programach debat. Przez cały czas swego istnienia, wskazywał wielokrotnie na ów proces, na który w Polsce wciąż istnieje przyzwolenie, zawłaszczania i zamykania ogólnie dostępnej przestrzeni publicznej, przestrzeni, gdzie każdy może swobodnie się wypowiedzieć, prezentować swój styl życia, gdzie ludzie z różnych grup społecznych mogą się ze sobą swobodne spotykać. Wskazywał na wartość przestrzeni wspólnych, choćby i zaniedbanych i nie tak atrakcyjnych jak centra handlowe.

Z obserwacji dotychczasowych edycji Przeglądu wynika, że warto w miejscach publicznych poprzez sztukę stawiać zasadnicze pytania. Jak przetrwać we współczesnym polskim mieście o skomplikowanej historii i równie nieoczywistej teraźniejszości? Mieście gwałtownie się rozwijającym i walczącym o pozycję nie tylko na mapie współczesnej Polski, ale mającym ambicje być liderem regionalnym i ponadregionalnym? Będącym terenem walk politycznych, zabiegów PR-owych, ale też miejscem, gdzie wielu ludzi chce żyć spokojnie, wygodnie i – godnie. Z pewnością sztuka nie zaoferuje remedium na ów stan zapalny i konflikt interesów rozmaitych grup związanych z miastem, ale uświadomi, że taki stan istnieje, co więcej – przeanalizuje go. A to już jest dużo.