Płynny stan kultury
> Joanna Kobyłt
„Płyniemy!” – to hasło na pozór brzmiące niezwykle optymistycznie i spontanicznie. Radosne zawołanie pomimo swojej lekkości posiada także nieco cięższy wymiar, dotyczy nieprzewidywalnej sytuacji, wymagającej przekalkulowania słabych i mocnych punktów, a także wzięcia pod uwagę ewentualnej porażki i konsekwencji z niej wynikającej. Trzeba bowiem wykazać się nie lada odwagą, sprytem i determinacją, aby zdecydować się na rejs w nieznane.
Płynąć można z nurtem rzeki, z wiatrem w żaglach, obierając azymut lub, nie widząc go na horyzoncie, płynąć przed siebie. Może to dotyczyć nie tylko sposobu działania, zakładającego pewną potencjalność i niewiadomą, ale także samego stanu skupienia. Płynąca ciecz charakteryzuje się brakiem stałości, elastycznością i ciągłym ruchem. Bezkształtność płynu z jednej strony zaświadcza o jego nieokreśloności i nieuchwytności, z drugiej jednak – decyduje o jego ogromnej przewadze i możliwościach adaptacyjnych. Może przybrać dokładnie taki kształt jak naczynie, w którym się znajduje. Płyny, w przeciwieństwie do ciał stałych, omijają wszelkie przeszkody, przelewając się, rozpuszczając je lub wchłaniając się. Niełatwo je powstrzymać, a najbardziej charakterystyczną cechą jest ich żywiołowość i dynamiczność. W tym sensie „Płyniemy!” można rozumieć jako deklarację pewnej siły oznaczającej pęd, bieg o nie zawsze łatwym do przewidzenia kierunku.
Kultura to przestrzeń sublimacji, przekierowania energii libidynalnej w twórcze działanie. Nic dziwnego, że przez lata to pole działalności człowieka kojarzone było z duchem, wznoszeniem się ku górze, przemożną potrzebą wzbicia się ponad stałą i ograniczającą materialność. Kojarzona ze stanem stałym racjonalność, pragmatyka codziennego życia ciążyła w tak ogromnym stopniu, że naturalnym stało się dążenie do przezwyciężenia tyranii tego, co materialne. Stąd też aktywność człowieka w polu kultury do niedawna przypominała właśnie stan gazowy. W procesie przejścia z jednego do drugiego stanu skupienia zupełnie pominięty został stan ciekły.
Zdanie „Wszystko co stałe rozpływa się w powietrzu”, ukute ponad półtora wieku temu przez autorów Manifestu komunistycznego, ilustruje kondycję nowoczesnego ducha, który ufny w swoje siły i pełen wigoru interpretował współczesne społeczeństwo jako statyczne i zakrzepłe w swoich sposobach działania 11 Zygmunt Bauman, Płynna nowoczesność, tłum. Tomasz Kunz, Kraków 2006, s. 7. ↩︎. Rzeczywistość należało uwolnić od jarzma jej własnej historii, można to było uczynić poprzez roztapianie tego, co stałe – tak wyrażała się nowoczesna myśl. Bauman uwidacznia moment, w którym nowoczesność zmienia swój stan skupienia na płynny, ciekły. Z kolei skraplaniem nazywa proces, w którym utopijne idee modernizmu zderzyły się z niemożliwością ich realizacji. Przemiana ta dotyczy wszystkich obszarów działalności człowieka, w tym także kultury.
Współczesna kultura przelewa i zlewa się pomiędzy poszczególnymi dyscyplinami, niegdyś tak bardzo podkreślającymi swoją odrębność, walczącymi o własną autonomię. Ciężko wyobrazić sobie współczesną sztukę pozbawioną interdyscyplinarnego zaplecza, prace artystyczne coraz częściej przypominają projekty badawcze, działania z zakresu animacji społecznej, a strategie artystyczne bazują głównie na koncepcji ponownego użycia i swobodnego czerpania z nauki i filozofii. Opisywane przez Nicolasa Bourriaud zjawisko postprodukcji, charakterystyczne dla ponowoczesności, opiera się na płynnych praktykach – remiksie i przechwyceniu, zlewającymi nie tylko wykorzystywane media, ale przede wszystkim kwestię własności dzieła, po które sięga inny twórca.
Autor Płynnej nowoczesności opisuje wnętrze auli ratusza w Leeds, na ścianach której znalazły się maksymy, opisujące wartości, napełniające ówczesne społeczeństwo wiarą we własną rolę przodowników rewolucji przemysłowej 22 Tamże, s. 202. ↩︎. Wśród fraz gloryfikujących pracę, uczciwość prawo i porządek, znajduje się zapisana złotymi literami sentencja „Naprzód!”. Żywiołowy okrzyk, brzmiący dla nas dziś dość niejasno, miał oznaczać ufność w ideę ciągłego ruchu naprzód. Postęp ów nie był jednak działaniem niezaplanowanym, a pełnym wiary we własne siły określeniem celu, który zdobywa się pracą. Postęp nie był więc linearnie rozwijającą się, trwającą w czasie zasługą historii. Ta zasługa przypadała jej twórcom, czyli ówczesnemu społeczeństwu.
Liczył się tylko jeden wymiar historii, tworzonej „tutaj, teraz” przez leedejskich mieszczan. Nie sposób nie skojarzyć „Naprzód!” z „Płyniemy!”, jednak oba hasła zasadniczo się różnią. O ile deklaracja nowoczesnych obywateli wiązała się z wiarą w ich władzę nad rzeczami, o tyle przypominające „żeglarski” kaprys hasło nie prezentuje równie przekonanej co do swojej siły postawy. Idący naprzód nie mają żadnych przeszkód na swojej drodze, płynący nie mogą być pewni swojej sytuacji, ponieważ ich ruch odbywa się za sprawą nieprzewidywalnego żywiołu.
Jednym z porównań najchętniej czynionych przez Baumana jest porównanie kondycji współczesnej kultury do lotu samolotu pozbawionego pilota 33 Tamże, s. 94. ↩︎. Pasażerowie, lecąc w beztroskiej nieświadomości, nagle orientują się, że ich wyprawą nikt nie dowodzi. Niepewność, jaka mogła dręczyć nowoczesnych, dotyczyła jedynie doboru pilota – kierowniczej idei, która prowadziła do jasno określonego celu. Dziś niepewność tę budzi zarówno brak pilota, jak i celu podróży. Metafora ta ma swój rewers i awers. Negatywnym aspektem jest fakt pogodzenia się z ciągłą tułaczką: skoro podróż pozbawiona zostaje jasno określonego punktu docelowego, pozostaje jedynie „płynąć”. Indywidualistyczny wątek zawarty w tym porównaniu dotyczy pozytywnej roli każdego pasażera, który może przejąć ster i zasiąść na miejscu kapitana statku. Brak celu wyprawy może, z jednej strony, pozbawiać ją sensu, z drugiej – daje pewną wolność, brak przymusu parcia naprzód. Współczesna kultura wydaje się żywić niechęć do kapitanów, składających fałszywe obietnice, nie pragnie także dążyć do złudnych celów. Płynna przypadkowość niezaplanowanej trajektorii zbliża obraz współczesnej kultury do dryfującego okrętu.
Prócz poetyckich porównań istnieje jeszcze jeden poziom interpretacji baumanowskiej płynności kultury, dotyczący pragmatycznych aspektów funkcjonowania w codzienności. Nie chodzi tylko o obserwowanie tendencji, kierunków, zachowań twórców i odbiorców, ale także o sam wymiar pracy w kulturze i braku jej struktury.
Kryzys kultury przejawia się w braku widocznego postępu, efektu własnej pracy, a co za tym idzie – braku wiary we własne siły. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest brak instytucji. Jak mówił Guy Debord: „Centrum kontroli to miejsce zagadkowe. Nie zasiada w nim żaden zacny przywódca i nie obowiązuje żadna jasna ideologia” 44 Tamże, s. 207. ↩︎. Fizycznie oczywiście istnieją podmioty nazywające siebie mianem centrum (Zamek Ujazdowski, Łaźnia, Kronika, Znaki Czasu), każde z nich posiada koncepcję programową oraz swoje własne cele (czasem zbieżne, czasem nie). Badaniem efektu – swoistego fetyszu współczesnej kultury – zajmuje się ewaluacja, stanowiąca poważaną metodę mierzenia skuteczności pracy w polu kultury. Systematyczne badanie wartości przeprowadza się jedynie w stosunku do określonego, „własnego” projektu, a nie do całościowej, wspólnej strategii działania podmiotów kultury. Dzieje się tak, ponieważ postęp uległ wyraźnej prywatyzacji, nie jest już wysiłkiem zbiorowym, a indywidualnym. „Kultura projektów” to uszczypliwe hasło używane w kontekście pozyskiwania środków, które zawiera jednak w sobie pewną prawdę o sposobie organizacji pracy. Krótkoterminowe projekty organizowane są niezależnie od siebie, często powielając swoje pomysły, rozgrywają się równolegle, nie snując dalekosiężnych planów i osiągnięć, a pracownicy i pomysłodawcy zatrudniani są jedynie na czas trwania jednej edycji.
Modernistyczny etos pracy artystycznej wiązał się z magiczną mocą nadawania kształtu temu, co tegoż pozbawione. Forma ta oczywiście mogła być abstrakcyjna. Kandinsky nadał sens geometrycznej figurze, a Pollock przypadkowej plamie farby. Wysiłek włożony w pracę wiązał się z oryginalnością i własnoręcznym wykonaniem. Praca odgrywała decydującą rolę w nowoczesnym procesie oddziaływania i poskramiania przeszłości. Dominowało przekonanie, że kupujący i sprzedający swoją pracę są ze sobą nierozerwalnie związani. Dziś pośrednicy sprzedaży aranżują często sytuacje, w których nabywca dzieła sztuki nie ma żadnego kontaktu z artystą. Produkcja nie ma zbyt wiele wspólnego z oryginalnością, ciągłe od-zlecanie pracy powoduje, że wykonawcy odrywają się od własnych wytworów. Organizatorzy dużego przedsięwzięcia outsourcingują większość prac zatrudnianym na krótkoterminowe umowy wykonawcom spoza zespołu, takim jak tłumacze, autorzy tekstów, graficy. Zadaniowa forma pracy wpływa na brak zobowiązań i rozmycie wspólnego interesu, co wiąże się z zjawiskiem najbardziej doskwierającym pracy w kulturze – odwlekaniu.
„Nie ma takiego terminu, którego nie można byłoby przełożyć” brzmi żartobliwie powtarzane powiedzenie, które często usłyszeć można z ust autorów i autorek tekstów o kulturze. Odwlekanie i rozciąganie procesów powstawania i tworzenia projektów powoduje jeszcze większą mglistość w procesie weryfikacji osiągniętego celu. Nic bardziej nie frustruje niż przeciągający się moment finalizacji założonego zadania. Bauman jednak traktuje odwlekanie jako pozytywne zjawisko. Interpretuje je jako wynik aktywnej postawy pragnącej mieć wpływ na kolejność zdarzeń 55 Tamże, s. 242. ↩︎. Jako praktyka kulturowa ma związek z opóźnieniem momentu spełnienia, którą porównać można do figury pielgrzyma. Jego wędrówka traci sens w momencie, gdy cel zostaje osiągnięty, dlatego też wędrowca nie jest w stanie zagrzać miejsca nigdzie na dłużej. Opóźnianie momentu spełniania wiąże się jednak bardziej z nowoczesną etyką pracy niż teraźniejszymi formami zatrudnienia. Odwlekanie pracy oznaczało także ascetyczne wstrzymanie przeżycia satysfakcji, celebracji, radości z plonów. Pracę przedkładano nad konsumpcję, czego antytezę możemy zaobserwować dziś choćby na przykładzie wypłacanych honorariów twórcom nim powstanie dzieło. W społeczeństwie wytwórców etyczna zasada odwlekania służyła ciągłości pracy, w społeczeństwie konsumentów jest potrzebna, aby zapewnić ciągłość pragnienia. Spełnienie nie może być jednak odwlekane w nieskończoność, raz po raz musi zostać osiągnięte. Ponieważ spełnienie oznacza brak pragnienia, a brak pragnienia – zastój, według filozofa współczesne społeczeństwo potrzebuje wyjątkowego remedium, będącego niczym pharmakon, trucizną i lekarstwem jednocześnie. Dawkowane ostrożnie, zapewnia ciągłość całemu mechanizmowi. Nieustanny dryf, który towarzyszy pracy w kulturze, może pełnić rolę specyfiku, o którym pisał Derrida. Marząc o zarzuceniu kotwicy, jednocześnie oddala się możliwość zejścia na stały ląd. Zakończenie podróży wiązałoby się z ukojeniem, ale i porażką jednocześnie.