Audytorium w komie
> Kuba Żary
Temat tegorocznej edycji w kontekście osadzenia jej w modernistycznym Audytorium Chemii zaskakiwał. Okazał się jednak idealnym katalizatorem dla trwającej od wielu lat dyskusji o przyszłości budynku – pozwolił ją pogłębić, zniuansować, rozwarstwić.
Audytorium Chemii Uniwersytetu Wrocławskiego było dla tegorocznych survivalowych prezentacji tłem paradoksalnym. Nietrudno wszak zauważyć, że tytułowe dla 15. edycji Przeglądu rozwarstwienie – rozumiane jako spiętrzenie śladów działań funkcjonalnie czy estetycznie przeobrażających budynek – dotknęło go w znikomym stopniu. Przy odrobinie (albo i całkiem sporej dozie) dobrej woli przekroczenie progu Audytorium może przywieść na myśl wizytę w Pawilonie Barcelońskim Miesa van der Rohe czy willi Savoye Le Corbusiera. Po starciu grubej warstwy kurzu przed naszymi oczami odsłoni się nienaruszony modernistyczny układ przestrzenny, nieostentacyjnie eleganckie detale wnętrz i wkomponowane w nie z precyzją, bo specjalnie dla nich zaprojektowane, wyposażenie. Jeżeli jednak wspomniane ikony architektury swój obecny stan zawdzięczają bardzo świadomym działaniom konserwatorskim czy wręcz rekonstrukcyjnym, trwanie nadodrzańskiego pawilonu jest wynikiem zbiegu zasadniczo sprzecznych okoliczności. Wśród przyczyn, dla których realizację Krystyny i Mariana Barskich doświadczać możemy w niezmienionej formie, bez większych wątpliwości wskażemy koncepcyjną jakość projektu, która pozwoliła mu przez dekady z powodzeniem pełnić założoną dla niego funkcję. Ta sama wyszukana forma wepchnęła go jednak w trwającą od dekady inercję, gdy okazało się, że starzejący się projekt przestaje nadążać chociażby za rygorystycznymi wymogami bezpieczeństwa. Pomysł przebudowy budynku, który w założeniach Uniwersytetu tchnąć miał w niego nowe życie, zaniepokoił wrocławian – pamiętających postmodernistyczną fantazję, z jaką potraktowano chwilę wcześniej bliźniacze Audytorium Matematyki – a w konsekwencji także Miejskiego Konserwatora Zabytków. Wpisanie Audytorium Chemii w 2012 roku na listę zabytków jako najmłodszego tego typu obiektu w Polsce uratowało jego kształt, ale i skazało na dalsze, bezterminowe trwanie w komie. Z perspektywy badania historyczno-architektonicznego niewielki chemiczny pawilon prezentuje się wyjątkowo jednorodnie. Tym, co uchroniło go przed rozwarstwieniem, było jednak właśnie nawarstwienie nieoczywistych w skutkach determinant.
Reakcje artystów 15. Edycji SURVIVALU na dojmująco czystą, a jednocześnie nasycaną przez lata treściami modernistyczną przestrzeń, były rozmaite. Nie zabrakło – czym, biorąc pod uwagę żywe zainteresowanie samym obiektem, jak i architekturą z epoki w ogóle, nie sposób być zaskoczonym – działań nacechowanych dydaktycznie czy nawet interwencyjno-prezerwacyjnie. Do takich zaliczyć można projekt kartonowych miniatur Audytorium Do składania Aleksandry Sojak-Borodo, ale i prezentację modeli rzeźb Romana Pawelskiego, autora stojącego przed Audytorium Atomu, czy segment kuratorski Jest Chemia! pod opieką Marty Mnich, Patryka Kusza i Mikołaja Smoleńskiego z Jednostki Architektury. Do tego, by wsłuchiwać się w język plastyczny modernizmu i analizować jego gramatykę, trudno wyobrazić sobie przestrzeń bardziej adekwatną niż tegoroczna lokalizacja SURVIVALU. Przywołane działania poza funkcją poznawczą jawiły się jednak również jako głos w dyskusji o przyszłości budynku w jego obecnym kształcie – i to głos w zdecydowany sposób optymistyczny. Pojawiły się jednak i wypowiedzi zdecydowanie bardziej powściągliwe.
Napięcie między pasywną trwałością a dynamiczną niepewnością Audytorium zauważone zostało przez Michała Gdaka, autora projektu antyfunkcjonalnych siedzisk estetycznie zszytych z wnętrzami obiektu. Ławki wchodzące w skład pracy Balast perfekcyjnie naśladowały kreskę Barskich, będąc przy tym niesamowicie wręcz nieużytecznymi. Wizualnie imitowały projekty modernistów, a jednocześnie odrywały od siebie współzależne dla nich pojęcia formy i funkcji. W ten sposób Balast stawia niemogącemu usiąść widzowi pytania: czy utopijny projekt, którego częścią było niedziałające Audytorium, nie wyczerpał już swego potencjału? Czy zainteresowanie, jakim jest dziś obdarzany, nie ma wyłącznie powierzchownego charakteru? Posępnej odpowiedzi zdaje się udzielać na nie turpistyczne wideo Strata Mai Wolińskiej, pokazujące w ogromnym powiększeniu powolny rozkład nagromadzonych w podziemiach budynku pokoleń martwych owadów. Statyczne kadry osobliwie pięknego obrazu wiele mówią o stanie dusznej stagnacji, w którym pogrążone jest od lat Audytorium. Opowiadają – jak dowiadujemy się z wypowiedzi artystki – o miejscu, którego „funkcje życiowe” ustały, architektonicznej skorupie, wydmuszce. Studium rozkładu przeprowadził i Tytus Szabelski, który w – bardzo a propos zdekonstruowanej i bezładnej – instalacji fotograficznej Krypta zaprezentował w Audytorium Chemii jego wciąż użytkowany toruński odpowiednik. Powstałe w podobnym okresie analogiczne obiekty opierają się upływowi lat ze względów finansowych lub konserwatorskich, z powodu konieczności korzystania z dostępnej infrastruktury lub ze względu na szacunek i sentyment, jakim darzona jest stojąca za nimi idea – nie jednak dlatego, że funkcjonalnie przetrwały próbę czasu. Stanowią sarkofag pewnego historycznego momentu i przynależnej mu myśli, kryptę zaprzeszłego marzenia o przyszłości.
Podobnie krytyczny (choć może nie tak ostateczny) duch przenikał i inne survivalowe propozycje. W holu Audytorium zwiedzających witała Fontanna przeznaczenia Marcelo Zammenhoffa – obiekt zainspirowany masywnymi betonowymi donicami stanowiącymi integralną część wnętrz budynku. Przyciągająca wzrok dymami i światłem laserów praca podawała w wątpliwość modernistyczną wiarę w możliwość wykorzystania technologii w służbie większego dobra. O zupełnie odwrotnym, a bardziej powszechnym zastosowaniu techniki przypominały gorzkie komunikaty wyświetlane na obramowujących Fontannę ekranach LED. Podobną niewiarę wyczytać można było z 10 pięter. Wysokościowca – obrazów Karoliny Balcer, na których majestatyczne „maszyny do mieszkania” chwieją się niczym wieże z klocków. Jedna z audytoryjnych ramp została opisana cytatem z Oskara Hansena: Przestrzeń to środek do wypowiadania idei przez humorystyczną w swej tautologii realizację Małgorzaty Kazimierczak. Praca Kazimierczak konfrontowała tym samym dziedzictwo twórcy koncepcji „formy otwartej” ze współczesnym mu obiektem zaprojektowanym tak kompletnie, że doprowadziło to do jego wyłączenia z użytku. Przypominała, że na pytania o idealną formę, które zadawali sobie powojenni moderniści, nie było jednej zdecydowanej odpowiedzi – czy można więc wskazać stanowczo jedno właściwe rozwiązanie, jeśli chodzi o dalsze losy Audytorium?
W tym kontekście ekstremalną strategią wydawać może się ta proponowana przez grupę Centrala w Klaserze powojennego modernizmu. Rozproszona po obiekcie instalacja, kontynuująca pracę efemerycznego Instytutu Zarządzania Otoczeniem (godnym uwagi), oparta została o specyficznie definiowaną technikę spoliów – transplantacji fragmentów jednych, nieistniejących już obiektów architektonicznych w innych, w tym przypadku przenoszonych między budynkami reprezentującymi ten sam okres historyczny. Spolia takie nie tylko ułatwiałyby uzupełnianie ubytków w realizacjach, w które są wszczepiane, ale symbolicznie przenosiłyby też pamięć o tych, które dziś możemy oglądać jedynie na archiwalnych fotografiach. Propozycja ta otwiera interesującą dyskusję – również ze względu na wybiórczość, z jaką traktuje idee, które legły u podstaw modernistycznych realizacji. Tak formalistyczne potraktowanie elementów architektury drugiej połowy XX wieku nie pozostawia wszak wiele miejsca na funkcjonalistyczne fundamenty całego ruchu, skupionego, bardziej niż na utrwalaniu historii, na budowaniu lepszej przyszłości. We Wrocławiu debata musi brać pod uwagę i dodatkowy czynnik – o czym przypominały podczas SURVIVALU choćby instalacje Anastazji Jarodzkiej i Patrycji Sap Po niemiecku czy Michała Szoty Ani tam, ani tam. Jarodzka i Sap w holu Audytorium ustawiły kierunkowskaz-zdrapkę, który pod cienką warstwą polskich nazw ulic skrywał ich pisane gotykiem niemieckie odpowiedniki. Szota w swej audioinstalacji sięgnął po te same oznaczenia topograficzne – syntezator mowy, który je odczytywał, zaprogramowany był na język niemiecki (symbolizujący przeszłość Wrocławia) i angielski (mający odzwierciedlić jego obecne aspiracje). W mieście świeżo doświadczonym radykalną nieciągłością, w którym teraźniejszość nie jest liniową kontynuacją przeszłości, rozmowa o ochronie pamięci obejmować musi również pamięć o tradycjach innych niż ta dominująca obecnie. To, co zostaje dodane, wciąż stanowi część powojennej odbudowy Wrocławia, która – czy to w wymiarze architektonicznym (o czym odwiedzającym Przegląd przypominać mógł choćby void placu Społecznego na drugim brzegu Odry), czy tożsamościowym – wciąż nie została zakończona.
Świadome „nawarstwianie” obiektu takiego jak Audytorium Chemii UWr to jednak proces wyjątkowo trudny, bo przeprowadzone nieumiejętnie dać może kuriozalne efekty. Funkcję swego rodzaju przestrogi pełniła tu Rewitalizacja Pawła Karpińskiego – punktowa styropianowa termomodernizacja przeszklonej fasady budynku. Mogłaby sprawiać wrażenie pomysłu absurdalnego, gdyby nie to, że zaledwie kilkaset metrów na południe, na elewacji wspomnianej już części Wydziału Matematyki, znajdziemy jej pełnowymiarową wersję. W podobnym kierunku kierowały myśli widzów dwie interwencje zatytułowane Kolumna – pierwsza autorstwa Macieja Albrzychowskiego z grupy Silesium, druga Krzysztofa Furtasa. Podpora Albrzykowskiego krzykliwie odcinała się od wnętrz Audytorium, nie tylko ze względu na klasyczną formę, ale i nieadekwatne dla niej materiały wykorzystane do jej skonstruowania – styropian, tekturę, gips. Kolumna zaproponowana przez Furtasa, pomimo że stylistycznie bliższa była architektonicznej tożsamości obiektu, zdawała się być implantem odrzucanym przez tkankę Audytorium. Obie jawiły się jako elementy „sztuczne” i „nieautentyczne” – choć, w rozmowie o rozwarstwieniu, terminy te uznać trzeba za mocno umowne.
Przegląd Sztuki SURVIVAL co roku stanowi pole dyskursu sztuki z przestrzenią publiczną. Zajmując się miejscami opuszczonymi i zapomnianymi, festiwal przywraca je mieszkańcom, inicjuje o nich dyskusję, nierzadko przyczynia się do ich przetrwania. Wizyta w Audytorium Chemii Uniwersytetu Wrocławskiego nie była więc niespodziewana – wprost przeciwnie, można stwierdzić, że oczekiwano jej od dawna. Temat tegorocznej edycji w kontekście osadzenia jej w modernistycznym gmachu mógł początkowo budzić zaskoczenie, okazał się jednak idealnym katalizatorem dla trwającej od wielu lat dyskusji o przyszłości budynku – pozwolił ją pogłębić, zniuansować, rozwarstwić. 15. edycja Przeglądu nie stanowi oczywiście dla tej rozmowy finałowego rozdziału. Można jednak mieć nadzieję, że wątki, które wprowadzili do niej artyści, zbliżają nas do momentu, w którym Audytorium w końcu się przebudzi.
Katalog, 2017, s. 172-181