Należy postępować ostrożnie

> Małgorzata Miśniakiewicz

 

„Miasto – stan zapalny” to myśl przewodnia tegorocznego Przeglądu Sztuki SURVIVAL. Przegląd odbywał się w niedawno opuszczonym budynku Wydziału Farmacji – fascynującym labiryncie pełnym nieużywanych już sprzętów chemicznych, trudnych do nazwania zapachów i tajemniczych przyrządów. Prezentowanie sztuki współczesnej w przestrzeniach, których nie sposób potraktować jako neutralnego tła, od początku było podstawowym wyzwaniem dla kuratorów. Mająca niewiele wspólnego z eleganckim minimalizmem, przykurzona plątanina korytarzy staje się graczem i polem gry, na którym ścierają się strategia kuratorska oraz artystyczna taktyka.

Kamil Moskowczenko w Instrukcji – napisanym na maszynie, oprawionym w drewnianą ramkę tekście, przypominającym inne nakazy i ostrzeżenia dotyczące BHP – stwierdza: „Opuszczony budynek Farmacji jest zjawiskiem rzadkim i pięknym, podczas gdy adaptacje artystyczne w postprzestrzeniach są zjawiskiem częstym i nie zawsze tak pięknym jak same przestrzenie. Należy więc postępować ostrożnie!”. Kończąc sugestią, „że można też niczego tu nie zmieniać”, Moskowczenko sugeruje, że istniejąca już przestrzeń sama dostarcza wystarczających wrażeń zmysłowych i sensu, które mogą zostać sprzeniewierzone przez działania artystyczne. Potraktowanie budynku Wydziału Farmacji jako wystarczającej i zachwycającej formy odwraca logikę ready-made, w której codzienny, istniejący już przedmiot ma być podniesiony do rangi sztuki. Moskowczenko zdaje się chcieć obiekt przed sztuką ochronić i pozwolić mu przemówić samemu.

Jednak nie pierwszy raz kuratorzy SURVIVALU, Michał Bieniek i Anna Kołodziejczyk, z – jak sądzę – szacunkiem i powodzeniem konfrontują intrygujące przestrzenie z głosami zaproszonych artystów. Konsekwentne budowanie przez kuratorów narracji wystaw w odniesieniu do problematyki wyznaczanej przez przejmowane budynki pozwala śledzić przemiany zarówno w żywej tkance miejskiej, jak i w dziejącej się w niej sztuce. Warto wspomnieć, że każdy z obiektów, który gościł SURVIVAL, prędzej czy później podlegał rewitalizacji lub przebudowie. Podobnie w tegorocznej edycji, były uniwersytecki budynek niebawem zostanie przekształcony przez nowego właściciela w biurowiec.

Tuż przy wejściu schowano kamienną płytę z wyrytym napisem A LUMEN EST REI, czyli pracę Miry Boczniowicz Próg to rzeczywistość. Być może to właśnie świadomość nieuniknionej zmiany stanowi kanwę, na której artyści i kuratorzy snują rozważania o stanie zapalnym. Jest on wszak momentem przejścia, prowadzącym tak do zdrowienia, jak zniszczenia. Kuratorzy mówią o „wątkach dotyczących czynności i stanów życiowych (infekcja, wirus, medycyna, anatomia, rekonwalescencja, ciało i etyka, choroba, śmierć), jak i architektury i urbanistyki (entropia, ruina, rewitalizacja, konserwacja)”.1 Budynek Wydziału Farmacji jawi się tu jako swoista rama i jednocześnie niemal tautologiczna przestrzeń odniesień. Będąc znakiem wyznaczającym kierunek poszukiwań, jest także terenem, który artyści muszą przemierzyć. Biorąc pod uwagę pociągające piękno i osobliwość samej budowli, nie dziwi zatem fakt, że Instytut odgrywał istotną, jeśli nie pierwszoplanową, rolę w wielu pracach.

W istocie, budynek Farmacji stał się integralną częścią najlepszych instalacji. Praca Karoliny Szymanowskiej i Damiana Maciejewskiego Woda, swoiste gesamtkunstwerk stworzone w sali ćwiczeniowej chemii organicznej, przy wykorzystaniu subtelnych interwencji tworzyło postapokaliptyczną wizję świata pozbawionego czystej wody. Złowrogie, powolne skapywanie z rzędów uczelnianych kranów czarnej substancji zostało wzmocnione przez nagłośnione dźwięki spadających kropli. W tak nakreślonym obrazie przegranej cywilizacji teraźniejszość zdaje się zanikać, pozwalając przeszłości niszczyć przyszłość. Archaiczne, chemiczne laboratorium jawi się jednocześnie jako przyczyna i efekt zatrucia, początek i koniec zniszczenia.

Motyw obumierania i zaniku wykorzystywany był na tegorocznym SURVIVALU często i różnorako, co można – acz nie trzeba – tłumaczyć inspiracją niszczejącym budynkiem. Będąca częścią Sceny Dźwiękowej kuratorowanej przez Daniela Brożka praca Kamy Sokolnickiej bada kondycję architektury tym, co słyszalne. Wprawdzie nie jest to podejście nowe czy radykalne, jednak ta dwukanałowa ścieżka dźwiękowa, podsłuchująca stary i nowy budynek Wydziału Farmacji w momencie przenosin, jest niespodziewanie wzruszająca.

W dialog dotyczący starego i nowego wdają się dwie prace wideo, umieszczone po przeciwnych stronach budynku. W wielokanałowej instalacji Piotra Blajerskiego Church Demolition obserwujemy tytułowe burzenie kościołów. Pozbawione wszelkiego komentarza nagrania są dokumentacją, której sami musimy nadać znaczenie, mając za punkt odniesienia jedynie własne emocje i poglądy. Podobnie enigmatyczne jest wideo Beaty Wilczek i Riyo Nemeth Soothing Spaces. Ten opatrzony łagodną muzyką specjalnie skomponowaną przez Anę Caprix film jest medytacją dotyczącą architektury i estetyki neoliberalizmu. Celowo niemal niezauważalna estetyzacja przestrzeni handlowych czy biurowych ma dopełniać obraz świata opartego na konsumpcji. Artystki zauważają, że kapitalizm w Polsce nadal buduje swoją wizualną tożsamość w oparciu o zaczerpnięte z zachodu wzorce, co w odniesieniu do pracy Blajerskiego akcentuje trwającą przemianę i niedokończoną budowę nowej tożsamości.

W pracy Agnieszki Wach Cisza! / podkreślenie nieobecności jednolity, nagłośniony dźwięk starej jarzeniówki przebrzmiewa przez gwar zwiedzających i każe pośród harmideru dostrzec nadciągające spustoszenie. Ten dobrze znany, jednak nieczęsto uświadamiany ton uzmysławia istnienie całego spektrum niedostrzeganych brzmień, które budują tożsamość każdej przestrzeni.

Instalacją, która brzmienie budynku bada najgłębiej, jest kuratorowana przez Brożka Aseptic Sinus Infection Gerarda Lebika i Miguela Garcii. Oddziałując niemal niesłyszalnymi dla człowieka infradźwiękami, artyści wprowadzili w wibracje szklane i stalowe ścianki gabinetu aseptyki. Efekt budzi zarówno niepokój, jak i zachwyt, dodatkowo obnażając naszą nieświadomość co do sił codziennie wpływających na otoczonych technologią mieszkańców miast. Przeinaczenie pola definicji budynku – z funkcjonalnego i strukturalnego w muzyczne – odbywa się tu poprzez infekowanie konstrukcji falami o niskiej częstotliwości. Niegdyś sterylne laboratorium zostało przemienione w olbrzymi instrument, w którym rozwibrowane szyby i rezonujące blachy wygrywały poprzedzające katastrofę dźwięki, przywodząc na myśl krytyczny stan zapalny przed wybuchem.

W rozdygotane wibracje budynek Farmacji wprowadzała także instalacja S000ND WYTH WOOOND RSS BOYS (znowu Brożek), tu jednak rezonans szyb na klatce schodowej był raczej efektem ubocznym. Zamknięta sala wypełniona dymem i kolorowym światłem dezorientowała ogłuszającym hałasem i niemożnością dostrzeżenia granic przestrzeni. Osłupiający atak przesytem bodźców wprawiał w odrętwienie, z którym nadwyrężone zmysły z trudem sobie radziły. Instalacja, tworząc totalne, odizolowane środowisko, negowała zastaną architekturę i jej kontekst.

Być może te dwie przeciwne strategie – Moskowczenko i RSS BOYS – absolutnej afirmacji i skrajnej negacji zastanej przestrzeni można postrzegać jako wypowiedzi dotyczące tego samego? Moskowczenko wszak pisze, że „dzieło nie jest sensem, lecz jego zmysłowym przedstawieniem”. Pytania o zawierzenie zmysłom, rozpoznawanie granic tak sztuki, jak i kreującego ją kontekstu, zdają się istotnym elementem tegorocznego SURVIVALU.

Organizatorzy Przeglądu zaprosili do współpracy kilkoro kuratorów, którzy w ramach wystawy tworzyli osobne realizacje. Kuratorskie oddanie pola i zaproszenie nowych wypowiedzi do już wielogłosowego spektaklu koresponduje z ich strategią ustawicznego nadbudowywania znaczeń zgłębianego obszaru. Znakomity Przedświt Szymona Kobylarza można postrzegać jako scenograficzną instalację psychodelicznego filmu grozy. Oglądając przez niewielki otwór prowizoryczny gabinet amatorskich eksperymentów medycznych, powoli dostrzegamy elementy, które, być może, pokazane w innym kontekście bez trudu rozpoznalibyśmy jako autonomiczne dzieła sztuki. Wiszący na ścianie obraz nie budzi większych wątpliwości, ale nietypowo skonstruowane szklane obiekty już tak. Kobylarz i współpracujący z nim artyści zmuszają do przewrotnej zgadywanki „sztuka? nie sztuka?”, która na SURVIVALU staje się przyjemnością o wiele bardziej perwersyjną niż oglądanie niskobudżetowych, krwawych horrorów.

Postulat zacierania granic pomiędzy sztuką a rzeczywistością jest już wiekowy. Co zabawne,  szczególnie w kontekście pracy Kobylarza, pierwszy tak zwany „poprawiony ready-made” (rectified ready-made, w którym wykorzystywane są istniejące obrazy), noszący dość tu istotny tytuł Pharmacie, pochodzi z 1914 r. Jak zatem, nie zapominając o stuletniej idei obiektu znalezionego – czy też zastanego – jako istotnego kontekstu SURVIVALU, należy rozumieć prace dziejące się na granicy twórczości i tego, co już stworzone?

Kuszące jest pisanie o zacieraniu granicy pomiędzy sztuką a rzeczywistością i dyskutowaniu, czy ona w ogóle istnieje,  szczególnie, gdy ramę wystawy potraktujemy jako ready-made, a jej przestrzeń uznamy za olbrzymi objet truve. Odnoszę jednak wrażenie, że byłoby to nieco zbyt łatwe i przyjemne. W kontekście ponad pięćdziesięciu prac pokazanych na „Miasto – stan zapalny” również odniesienia do postulatu znoszenia granic między sztuką a rzeczywistością, traktujące sztukę jako narzędzie zmiany rzeczywistości, zapalnika rozwoju miejskiej demokracji, zdają się niestosowne. Zmierzając na wernisaż zastanawiałam się, ile prac dotyczyć będzie Majdanu, czy znowu oglądać będę sztukę jako oręż walki o dobro wspólne, w kontekście głównego hasła Przeglądu opisaną jako kurację braku więzi w miejskich osiedlach, tępienie wirusa neoliberalizmu czy terapię dialogiem zainfekowanej demokracji… Nic z tych rzeczy. A przynajmniej niewiele.

Na SURVIVALU wyraźnie widać, że zakończyła się artystyczna narracja postrzegająca przestrzeń miejską jako agorę, miejsce debat lub właśnie zapalnik rewolucji. Sztuka nie jest tu narzędziem, banerem, mieczem czy megafonem, zdaje się, że nikt nie chce jej zaprzęgać do wspólnej bitwy o demokrację. Przynajmniej nie w dotychczas proponowany sposób. Wszak place będące siedzibą ruchów społecznych, pomimo marzeń, nie wypracowały nowych, funkcjonujących metod demokracji, a nieustające doniesienia o krwawych walkach z miejsc, na które patrzyliśmy z podziwem i nadzieją, rozczarowują. O bliskości marzeń i rozczarowań symbolicznie opowiada praca Polonia Dominiki Łabądź. Neon z nieistniejącego już kina Polonia został przeformułowany w napis OPIA, niejednoznacznie balansujący pomiędzy utopią a dystopią.

Niepewność i marazm dotyczące społecznej mobilizacji dobrze opisuje film Z setki Kaliny Iwaszko. Zaczerpnięte z Internetu urywki filmów przedstawiających rożne wspólne działania – od ludycznych rozrywek po wielotysięczne zrywy i krwawe represje – zmontowane zostały w niespójną, pozbawioną narracji, a zatem i chronologicznej celowości, plątaninę. Całość, epatująca emocjonalnymi, a jednak pozbawionymi sensu i znaczenia obrazami, wywołuje poczucie zagubienia, niezrozumienia, aż wreszcie niechęci.

Do zbiorowych protestów odnosi się też Zestaw pierwszej pomocy: Miasto, Zrób To Sam – Manifestacja Gabukow, umieszczony w farmaceutycznej szklanej szafie zestaw do manifestacji. W designersko opakowanym pudełku mieszczą się materiały na transparenty, drzewce, notesy, bawełniane chusteczki, szablony i spraye czy zestaw niezbędnych dokumentów. Choć towarzyszący tekst mówił o zaleczaniu stanu zapalnego miast konstytucyjnym prawem do organizowania pokojowych manifestacji, to jednocześnie wspominał o możliwości wprowadzenia takiego dobrze zaprojektowanego zestawu do stałej sprzedaży. Nie wiem, jak zapatruje się na to artystka, ale dla mnie takie utowarowienie estetycznych narzędzi manifestacji stanowi o tyle ironiczny, co smutny komentarz dotyczący celowości i sensu społecznych protestów. Niespodziewanie Zestaw został rozpakowany już w wernisażowy wieczór. Pomieszczenie, w którym stała gablota, zostało ozdobione wysprejowanymi znakami z szablonów, które jednak, rozmieszczone dość chaotycznie, nie stanowiły jakkolwiek czytelnego komunikatu. Jedyny spójny napis, który się pojawił, to transparent „nic do stracenia”.

Pośród nielicznych prac bezpośrednio odnoszących się do aktualnej sytuacji politycznej można znaleźć dwie, umieszczone blisko siebie, realizacje Aleksandry Polisiewicz NEVSEREMOS i Katarzyny Kmity EURO 2014. Ta druga to zapętlone, nagrane przez artystkę telefonem wideo, na którym grupa rosyjskich kibiców podczas Euro 2012 skanduje w swoim języku „Przyjechaliśmy, by zwyciężyć!”. Artystka mówi o dwuznaczności tych słów w kontekście toczącego się na Ukrainie konfliktu. Aleksandra Polisiewicz pokazała nakręcone na Majdanie filmy, a także przedruki plakatów i znaków z placu oraz wiersze walczących w Kijowie Ukraińców, które artystka sfotografowała. Trzy filmy wideo, na których możemy usłyszeć słowa żyjących i walczących na Majdanie, zdają się być na siłę umieszczone w bezpiecznym środowisku wystawy. Bo co właściwie oznacza pokazanie doświadczeń Majdanu na przeglądzie sztuki współczesnej? Czy można mówić o jakimkolwiek przetłumaczeniu doświadczeń, współdzieleniu doznań? Przedrukowane i przybite do ścian wiersze i hasła przywiezione z Majdanu, zaprezentowane bez słowa komentarza czy tłumaczenia z ukraińskiego, zdają się świadczyć o niemożności zrozumienia czy współodczuwania tamtych wydarzeń. Trudności z odpowiedzią na pytanie „Jak to wszystko rozumieć?” skłaniają, by szukać odpowiedzi gdzieś indziej.

Wizja miasta na SURVIVALU jest konstruowana raczej z jednostkowych doznań, bardzo prywatnych przeżyć i indywidualnych narracji niż z uwspólnionych uniesień. Zamiast „Forget fear!” słyszę „Drżyjcie!”. Szkicowane w budynku Farmacji teraźniejszość i przyszłość są dalekie od świetlanych i pełne zagrożeń. Miasto jawi się jako obszar zatrucia, walki o przetrwanie i konfliktów. Kamila Szejnoch zaprosiła profesjonalnych instruktorów surwiwalu z Uniwersal Survival do przetrwania nocy w budynku Farmacji i przeprowadzenia szkoleń. Podczas wernisażu grupa pokazywała różne techniki przetrwania, na przykład destylując wodę z chemicznych odczynników. Absurdalne w istocie czynności – czysta woda leciała z pobliskich kranów – mimo wszystko wskazują na lęk, każący przygotowywać się na wszelką ewentualność nawet za cenę działania wbrew logice.

Artystka wraz z instruktorami miała spędzić jedną noc w opuszczonym budynku; następnego dnia przeprowadzono warsztaty, na których surwiwalowcy opowiadali, jak zrobili sobie śpiwory czy wykorzystali znalezione przedmioty. Ta jednodniowa, artystyczna akcja staje się niemal śmieszna, a jednocześnie przygnębiająca, gdy dostrzeżemy pracę Karoliny Brzuzan (kuratorowaną przez Antka Burzyńskiego). Zatytułowana Pondus, była docelowo przeznaczona dla jednego, konkretnego odbiorcy.

Zaproszona do zapoznania się z przestrzenią Brzuzan odkryła, że budynek zamieszkiwany jest przez bezdomnego. Jej obiekt, składający się z prętów metali odsprzedawanych w skupie złomu, na prośbę artystki miał po zamknięciu SURVIVALU pozostać w Instytucie, by jego lokator mógł wymienić metal na pieniądze. Bezdomny podobno na chwilę zniknął, gdy zaczął się ruch związany z przygotowywaniem wystawy, jednak pojawiające się z czasem różne przedmioty świadczyły, że stały mieszkaniec Instytutu odważył się wrócić do swojego miejsca. Wobec świadomości, że budynek na co dzień daje schronienie osobie nieposiadającej domu, akcja Szejnoch jest najbardziej wymowna w kwestii hermetyczności i izolacji części (jeśli nie całości) świata sztuki wobec cudzych problemów, o których ten ostatni stara się mówić jako „naszych”, i ludzi, za których stara się wypowiedzieć, jednocześnie ich pomijając.

Kryzys miasta, szerzej rozumiany jako kryzys cywilizacyjny, diagnozowany jest w licznych pracach, które operując na dychotomii urbanizacji i natury, odnoszą się do roślin. Interdyscyplinarny projekt grupy twórców z Polski i Turcji zatytułowany Afiyet Olsun tworzył katalog jadalnych miejskich roślin. W czasie trwania Przeglądu twórcy przemierzali Wrocław w poszukiwaniu dziko rosnących, jadalnych roślin, z których później razem z widzami SURVIVALU ugotowali wspólny posiłek. Podobnie temat głodu i walki o przetrwanie pojawił się w pracy Karoliny Brzuzan z cyklu Głodowa Książka Kucharska. Artystka w formie zielnika prezentowała rośliny nietraktowane na co dzień jako jadalne, które wykorzystywano w różnych miejscach na świecie, by uchronić się przed śmiercią głodową.

Łagodniejszy i lżejszy sposób opowiedzenia o mieście jako polu gry wybrał Paweł Stasiewicz w pracy Po kolei wejścia i znaleźć. Utrzymane w konwencji gierki komputerowej wideo pokazuje artystę podchodzącego do drzwi kolejnych klatek schodowych, które stara się otworzyć, wstukując w domofon kod 1234. Gdy mu się udaje, nie wchodząc, zamyka drzwi i idzie dalej. Podobno na ponad sto prób kod 1234 zadziałał pięć razy. Na czarno-białym wideo, przypominającym nagranie z kamer CCTV, budynki mieszkalne zlewają się ze sobą, rozróżnia je jedynie kod dostępu – ta wielkomiejska ułuda bezpieczeństwa pozwalająca odgrodzić się od intruzów.

Piotr Kmita w pracy Co tam słychać? zmusza natomiast do podsłuchiwania przez zamknięte drzwi kłótni dwojga ludzi. Skłonieni przez artystyczne okoliczności do przysłuchiwania się dyskusji mamy dostrzec, jak niewiele sami wiemy o ludziach mieszkających wkoło, zmartwieniach sąsiada czy potrzebującej pomocy dziewczynie z piętra wyżej. Artysta przyznał później, że wykorzystane dialogi zaczerpnięte są z popularnych programów w rodzaju Dlaczego Ja? Trudne Spawy. To, co zdaje się być prywatną sprzeczką, okazuje się elementem medialnego spektaklu, w którym ludzkie problemy są drugorzędne wobec generowanych zysków, a zaangażowanie czy nawet zainteresowanie jest mierzalne i służy kalkulowanym przychodom.

W podobny sposób można odczytywać prace związane z przemysłem farmaceutycznym, takie jak niedbale porzucona na umywalce elegancka torebka, z której obok szminki czy kluczyka wysypują się przeróżne tabletki i leki na uspokojenie. W pracy Dominiki Uczkiewicz Pośpiech wizerunek wypielęgnowanej kobiety sukcesu podtrzymywany jest przez szereg wyniszczających farmaceutyków, o których tak naprawdę niewiele wiemy. Niepewność i nieznajomość tego, co nas otacza i co przyjmujemy, ufając, że pomoże, eksploruje Tomasz Bajer w instalacji Toxicity. Przy laboratoryjnych blatach i zlewach umieścił napisane białą, prostą czcionką złowrogo brzmiące chemiczne nazwy konserwantów obecnych w jedzeniu i kosmetykach. Kolejna, formalnie piękna instalacja dotycząca niewiedzy i zagubienia to Suche liście Agi Piotrowskiej, składająca się ze stosiku rozsypanych blistrów błyszczących w świetle neonowego napisu I DON’T KNOW. Sam tytuł prowadzi też dalej, do botanicznych korzeni farmakologii, do czasu, w którym proces leczenia oparty był o naturę.

Szereg realizacji bezpośrednio odwołujących się do roślin stanowi kolejny znaczący trop w Stanie zapalnym. W instalacji Dagmary Ankier-Sroki Zażyj na przypominającym szklarnię poddaszu umieszczono dziesiątki donic z tymiankiem. Kusząc zapachem i delikatnością praca odwoływała się do pradawnych, dziś już zapomnianych, terapeutycznych funkcji tej rośliny. Do starych szamańskich obrzędów odnosi się także projekt kuratorski Widzę wszystko Magdaleny Popławskiej, która zaproponowała osobliwy terapeutyczny gabinet. Zaprojektowane przez Agnieszkę Bar podwieszane u sufitu szklane klosze, wykonane jakby z laboratoryjnych rurek i fiolek, pełniące jednocześnie rolę osobliwego kwietnika, miały tworzyć dla stojących pod nimi sferę wyciszenia i interakcji z przyrodą. Z kolei Kosmos Project odtworzyli instrumentarium szeptuchy, zaznaczając, że w ludowych wierzeniach to przedmioty były pośrednikami leczniczych mocy znachorek. W kontekście tegorocznego Przeglądu samo nasuwa się pytanie o moce przenoszone przez współczesne przedmioty, zarówno sztuki, jak i medycyny.

Terapeutyczny potencjał sztuki to jedna z niewielu perspektyw Stanu zapalnego oferująca nadzieję i ukojenie. Możliwa terapia jest tu jednak indywidualna i intymna, dotyczy jednostki a nie społeczności. Wideo Basia Joanny Rajkowskiej to zainscenizowana ucieczka mamy artystki, o której marzyła przebywając w zamkniętym ośrodku. Bohaterce nigdy nie udało się wydostać, a odegrany spacer Rajkowskiej miał jej pomoc przezwyciężyć traumę związaną z chorobą matki.

Dokumentacja wideo-instalacji Dominika Lejmana Krajobraz małych spektakli, umieszczonej na stałe w szpitalu pediatrycznym, pozwala obserwować spontaniczne i pełne szczerego zainteresowania reakcje dzieci na wyświetlane projekcje. Puszczane na korytarze czy szpitalne łóżka obrazy dzikich zwierząt przemieniają przestrzeń oddziału w fascynujący tropikalny krajobraz, pomagając choć na chwilę zapomnieć o bolu i chorobie. Wystawa cyklu prac podopiecznych galerii ArtBrut zatytułowana Antidotum to z kolei istotne przypomnienie, że tworzenie powinno być udziałem nie tylko profesjonalnych, celebrowanych artystów. Twórczość dzieci z upośledzeniami jest nie tylko śladem pewnego rodzaju terapii i ćwiczenia w wyrażaniu siebie, ale przede wszystkim świadectwem wrażliwości i równoprawnego – wbrew marginalizacji i wykluczeniu – sposobu postrzegania świata.

Próbując podsumować przeplatające się na SURVIVALU wątki, można odnieść wrażenie, że temat miasta jako stanu zapalnego ma więcej wspólnego z przeciągającą się chorobą niż z czasowym zaognieniem. Z refleksji dotyczących miejskiej tkanki na pierwszy plan wychodzi jego mieszkaniec: zagubiony, pełen lęków i świadomości, że otaczają go różnorakie, często trudne do rozpoznania zagrożenia. Niepokój związany z dominacją bezkarnych korporacji miesza się tu ze strachem przed nieznanymi efektami ubocznymi i nieweryfikowalnym wpływem technologii, wszystko to w świetle stale towarzyszącego widma wojny i zagłady środowiska. W tak zarysowanym świecie rzeczywistość tylko w minimalnym stopniu podlega kreacji zlęknionej jednostki. Musi się ona zadowolić działaniem na mikroskalę, próbując po swojemu przekształcić drobny fragment otaczającego świata. Rozumiejąc w ten sposób działania artystów splatające sztukę z dostępnymi elementami przestrzeni, można zaryzykować tezę o potrzebie renegocjacji znaczeń i ich źródła. Konieczność zmiany perspektywy i sposobu działania zdaje się wynikać z przedłużającego się kryzysu oraz świadomości porażki dotychczasowych strategii. Najważniejszym punktem odniesienia na SURVIVALU staje się człowiek – cielesny, wrażliwy, o przeczulonych zmysłach. Jednostka potrzebująca ochrony, troski i czułości w świecie, w którym trudno wierzyć tak w nadczłowieka, jak we wspólnotę. Lękowi towarzyszy potrzeba odnalezienia wytchnienia i lekarstwa, zdaje się jednak, że nikt nie wierzy w istnienie uniwersalnego panaceum. Ale może to właśnie sztuka pomaga załagodzić symptomy.

 

  1. Tekst kuratorski.